7 maj 2009

100% żywotności

A zatem stało się. Złapałem się na tym, że zaczynam uważać Microsoft za mniej nietrendi. Nie wiem, czy to wynik jakiejś ich kampanii reklamowej, czy po prostu produkty mają lepsze teraz (no Siódemka, proszę ja was, śmiga, choć beta; Word 2007 takoż, i ogólnie fajny). W każdym razie nie czuję niesmaku kradnąc ich nowe wyroby. Punkt dla nich.

Warszawa dzisiaj była brzydka, Warszawie dzisiaj spłynął makijaż i powyłaziły wszystkie bruzdy. Nie pozwoliła mi wywiesić ubrań na balkonie, poprzeganiała ludzi z murków, kazała im przestać trzymać się za ręce i pochować głowy pod parasolki. Kaprysiła. Wolałem jej nie podpadać, przesiedziałem cały dzień w domu, łamiąc sobie palce nad pracą roczną z historii literatury. Roztrząsając dwa dzieła dwóch smutnych, szlachecko spasionych, podkręcających wąsa renesansiarzy. Pierwsze o córce, co to przypadkowo kosą zahaczona jest (niczym kłos młody), w drugim matka, która już więcej nie otworzy biblii (płacz-li, ziemski zborze). W przyklęku bicie pięściami gołej ziemi, darcie włosów/szat w żałobie, jak tu tańczyć z nogą w grobie, skrzynia się zamyka, serce już nie pika. A mi właśnie jak na złość pika, telepie coraz szybciej w ramach protestu. I arytmicznie nadaje Morsem: „Precz z funeraliami! Wiosna! Żyć! Eliksiru, esensji życia daj mi!”

Załączyłem sobie zatem półfinał Ligi Mistrzów. 100% żywotności! Czelsi u siebie mało co Barcelony nie opykuje, Ballack macha łapami wokół sędziego (karniak miał być, a nie ma), Drogba chce sędziego bić, sędzia (Norweg skądinąd) otacza się grubymi badygardami (o wyglądzie Notoriousa B.I.G.’a) i wlepia żółte papiery. Na majku niezawodny Szpaq podlewa całe zajście soczystym sosem swojego flow wedle prawideł starej szkoły. (I nagle jego rzucone znienacka „...gdy Milan przegrał z Liverpoolem 3:3...” jawi mi się jako absolut. Nie istnieje lepsze podsumowanie tamtego finału.)

W jakiś cudowny sposób mecz kończy się dobrze, tj. dalej awansuje Barcelona. W międzyczasie zaczynam rozmieć fenomen piłki nożnej. Każdy z nas, dużych chłopców, może zawrzasnąć: „TAM PODAJ KURWA!” i pomyśleć, że przecież „ja zrobiłbym to lepiej, gdybym tylko trochę poćwiczył. I od urodzenia był trochę głupszy, hehehe.” Ja na przykład, leżąc na tym oto tapczanie, wierzę, że mógłbym być każdym, mógłbym nawet grać lepiej niż Pele i Bońki. Sęk w tym, że jestem stworzony do wyższych celów. A poza tym mi się nie chce.
.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz